Cieszy bez, cieszy zieleń drzew ale maj w tym roku wyjątkowo marcowy.Zimno, mokro i wietrznie. Było kilka gorących dni a teraz znów kilka stopni a wiatr jak na jesieni. Małż zachorował i zaraził nas wszystkich. Ja już gorączkuję, kicham i kaszlę. Maluchy zakatarzone. Nici w tym roku z działki. Ciągle coś i nawet nie skopane. Wstyd i hańba...jeśli znacie kawał o zajączku i niedźwiedziu to na pewno wiecie o czym mówię. Przynajmniej balkon mnie cieszy. Chociaż doniczki nadal nie owinięte. Jejku jak pomyślę,że z wszystkim jestem do tyłu dostaję wścieku!!!! Kiedyś na wszystko miałam siłę. Teraz jest ich mniej. Dojrzałość jakaś mnie dopadła. Dziwne tylko, że mój gibki i młody Małż od zawsze ma napady dojrzałości i ciężko mu do tej działki się zabrać. Uniósł się jednak honorem i pomalował pokój Emilki. Zalało nam sufit podczas ostatnich deszczów. Dwa razy. W końcu zacieki poszły aż na ścianę. Dach już remontują więc Małż maluje. Wybraliśmy piękny , mleczny róż, kolor -płatki piwonii. Do tego jej białe mebelki, szare i turkusowe dodatki. Będzie pięknie. Jutro muszę kupić nowa szynę podsufitową i pomyśleć o firanie, do tej pory były krótkie, niekłopotliwe sznurki. Teraz zapragnęłam firany z gipiurą.
Tymczasem leczę się herbatką z lipy i cieszę nową miseczką na owoce lub przekąski. Szkło balonikowe. Na moją pokusę nieopodal otwarto sklep z bibelotami. Portfel zacierpi....